Forum Forum fanów Roberta Sean Leonarda Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bo żyje się tylko raz

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum fanów Roberta Sean Leonarda Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nimrod




Dołączył: 10 Lis 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WTF?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:13, 10 Lis 2010    Temat postu: Bo żyje się tylko raz

Tak, wiem. Taki sam fik jest na forum House MD, ale chciałam spróbować wstawić go tutaj. Mruga Czekam na opinie Mruga




1.

- Naprawdę musimy? Nie chcę wracać do tego debilnego liceum.
- Tak. Jak byłem w waszym wieku też chodziłem do szkoły...
- Tato! - Joel i Kate krzyknęli jednocześnie.
- A co złego jest w chodzeniu do liceum? W dodatku DOBREGO liceum. Sami chcieliście do niego iść.
- Jak to nazwałeś? 'Dobre' liceum? Może i jest dobre, ale ludzie w nim są porąbani. Jeszcze raz będę musiała mieć jakieś zajęcia z Davidem to się przeniosę.
- Taa. Nie gadaj tyle tylko lepiej mi ten krawat zawiąż.
- Dobra. Ja idę do pracy. Będę późno. -Wilson wypowiedział te słowa wychodząc.
- Ludzkość będzie ci cholernie wdzięczna...- powiedziała z ironią Kate jednocześnie wiążąc krawat na Joel'u.
- Idziesz ze mną na pizzę?
- Już jadłam. Dzięki.
Rozpoczęcie roku szkolnego było dopiero na dziesiątą. Jednak oboje wraz z ich przyjacielem Davidem byli już o dziewiątej. Bravo Medical Magnet High School* była najlepszą szkołą w okolicy. Mimo najlepszych wyników w poprzedniej szkole, Kate znajdowała się na piątym od końca miejscu, a Joel ledwo się do niej dostał. Właśnie rozpoczynali w niej drugi rok. Joel i David są najlepszymi przyjaciółmi od pierwszej klasy podstawówki. Zazwyczaj próbują zmienić plan tak, by mieć wraz z Kate prawie zawsze te same lekcje. Chłopacy uwielbiają jej dokuczać. Zresztą nie tylko jej. Bo ta trójka, jest typem wiecznych imprezowiczy i wagarowiczów.
- To kiedy idziemy na nasze pierwsze oficjalne wagary?
- Amstrong, daj spokój. Ja obiecałam, że przestanę wagarować.
- Może w przyszłym tygodniu. Siostra, który rok sobie już to obiecujesz? Trzeci?
- Piąty. Dobra. Chodźmy, zaraz się spóźnimy.

***

- Oczopląs i zaburzenia pracy zwieraczy. Słucham propozycji.
- Może to przez jakieś leki?
- Może to MS?
- Toksykologia wykluczyła, żeby pacjent brał jakieś leki przez ostatnie pół roku, oprócz leków na cukrzycę, które bierze od dwunastu lat. Trzynaście zrób badania. Albo to MS albo szukamy dalej. Taub i Forman przeszukają dom pacjenta. A i jeszcze Chase... Ty idź do Wilsona i powiedz, że mam ważną sprawę.
- Ty też możesz pójść.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie! Zamknij się i idź do niego!
Kiedy House został już kompletnie sam w gabinecie, przeszedł do jego prywatnej części i zaczął podrzucać swoją ulubioną piłkę, co równało się z jego myśleniem nad czymś...
***
Było piękne popołudnie. Niektórzy powiedzieliby, że za piękne jak na wrzesień. Słońce wydawało się przedzierać przez żaluzje. House nadal siedział u siebie w gabinecie. Nadal rozmyślał. On sam nie wiedział o czym. Przecież był człowiekiem zbyt skomplikowanym. Nawet dla siebie. W pewnym momencie do gabinetu wpadł jego 'ukochany' przyjaciel.
- Czego chcesz?
- Podobno masz do mnie jakąś ważną sprawę.
- No...
- No więc?
- Powiedz swoim dzieciaczkom, że mają dzisiaj do mnie przyjść.
- Po co?
- Na praktyki?
- Ale wiesz, że Kate ma ciebie dość i idzie na neurochirurgię?
- Czemuż to?
- Nazwała cię dziadem i powiedziała, że dla takiego ... nie będzie robić.
- Zrobiłeś pauzę? Co powinno być w tym miejscu?
- Debila. A do Joel'a możesz zadzwonić...
I akurat miał powiedzieć coś jeszcze, ale akurat musiał zadzwonić jego peager.
- Wybacz, że cię tu zostawiam, ale pacjenci mi umierają. I kompletnie nie mam czasu. Ja PRACUJĘ, House.
- Nie zostawiaj mnie tu! - House powiedział to ze swoim diabelnym uśmieszkiem. - Proszę!
- Wytrzymasz! Zajmij się czymś, może popracuj. Właśnie, niedługo masz dyżur w przychodni, nie?
- Chyba tak. - i mówiąc to połknął kilka tabletek Vicodinu.

2.

Minął tydzień. Na zewnątrz padał deszcz. Właściwie lał. Ulice powoli zamieniały się w wartkie rzeki.
- Kochany braciszku, czy mógłbyś ściszyć muzykę? Ludzi próbują spać.
- Kochana siostrzyczko oczywiście, że mógłbym.
- A ściszysz?
- Nie.
- Ścisz to do cholery!
- Wal się.
Po chwili zaczęli się bić. No ale, bez przesady. Bili się bardziej jak rodzeństwo, wygłupiali się. I oczywiście pan Wilson- przykładny tata musiał zareagować. Stał tam już dobrą chwilę.
- Co tu się dzieje?
- Yyyy... Nic. - Kate i Joel mówili prawie chórem.
James spojrzał na nich pobłażliwie- Oczywiście. Bijecie się bez powodu, tak?
- Ty przecież też się biłeś ze swoimi braćmi! - Kate próbowała ich wybronić od szlabanu.
- I dlatego wy nie macie robić tego co ja w przeszłości. Kate do swoje pokoju! Joel ścisz muzykę! Ma być spokój!
- Ta... Słyszysz siora? Wyłącz capslocka i się stąd wyloguj. Nawet ojciec cię prosi. - młody Wilson uśmiechnął się bezczelnie.
Kate poszła do swojego pokoju i zaczęła powtarzać sobie do sprawdzianów, które jutro ją czekały. Nie zasnęła do samego rana. Zwlokła się z łóżka, założyła szlafrok i poszła włączyć swojego laptopa. Postanowiła zostać dzisiaj w domu. Bo w sumie po co mam iść załapać kilka jedynek? - pomyśłała. Sprawdziła e-maile. Parę reklam tanich win, tańsze OC i kilka innych pierdoł. Sam spam! Kurna! Czekam na jedną pierdoloną wiadomość! Czy to tak wiele? I poszła do kuchni zrobić sobie mocną kawę.
- A ty nie idziesz do szkoły?
- Nie.
- Ale wiesz, że tata ma dzisiaj nocny dyżur?
- Cholera!
Szybko pobiegła ubrać się do szkoły.
Wreszcie udało mi się ją nabrać! - pomyślał i zaczął szukać kluczy od samochodu.
- Gdzie masz klucze?
- Nie dam ci ich.
- Przecież mam prawko!
- Naprawdę?! - wykrzyknęła z sarkazmem w głosie - Łap! Ale jeśli coś spieprzysz to nie ręczę za siebie. - powiedziała rzucając mu klucze.
- To groźba?
- No raczej...
Wzięła swój plecak i wyszli.
***
W PPTH nie działo się nic nowego, House zaniedbywał przychodnię jak tylko mógł, a wyniki badań potwierdziły u jego pacjenta MS. Wilson jak zwykle pracował i nie jak zwykle siedział u niego jeden z pacjentów, który właśnie dowiedział się, że ma guza mózgu. Cuddy ślęczała nad kupą spraw do załatwienia 'na wczoraj', więc gdy usłyszała, iż do jej gabinetu ktoś wszedł wiedziała, że to któryś z jej niewdzięcznych pracowników lub skarżących się na House'a pacjentów.
- Nikt nie choruje na coś dziwnego? Nudzi mi się.
- A ty nie powinieneś być teraz w przychodni, House?
- Nie mam czasu na głupoty.
- Przed chwilą powiedziałeś, że ci się nudzi.
- Bo nuda i brak pracy to zupełnie coś innego.
- House! Idź do przychodni!
- Ale mamo!
Cuddy spojrzała na niego wzrokiem godnym każdego pracodawcy. Kiedy House wreszcie wyszedł dalej zajęła się papierkową robotą.
***
- Wiesz, że żartowałem?
- Mh... Fajnie. Nawet dobrze jeździsz.
- Co nie zmienia faktu, że cię nabrałem. - Joel dodał trochę gazu i odwrócił się do Kate - Idziesz dzisiaj z nami na pizzę? - spytał całkowicie nie przejmując się tym, że jedzie sto dwadzieścia trzy kilometry na godzinę i, że za jakieś dwadzieścia metrów jest skrzyżowanie.
- Zwolnij i zredukuj bieg.
- O co ci chodzi?
- Idioto! Zwolnij! Zre....
Nie zdążyła powiedzieć do końca. Uderzyli w jeszcze szybciej jadący samochód dostawczy...

CDN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum fanów Roberta Sean Leonarda Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin